octopus
Administrator
Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:05, 29 Lis 2009 Temat postu: Jak zabić człowieka za 180 zł - to nie żart.. |
|
Śmierć Maćka Zawiszy oczami jego rodziny
2009.11.25 Michał Zawisza
Oskarżony zostaje skazany na karę jednego roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz karę grzywny w wysokości 180 zł...
Od redakcji:
W związku z wyrokiem Sądu, który zapadł ostatnio w sprawie śmierci Maćka Zawiszy, skontaktowaliśmy się z jego bratem - Michałem. Poprosiliśmy o komentarz, opis jak przebiegała sprawa oraz czy jego rodzina już wie, co zrobią dalej. Oto, co nam powiedział:
22. maja 2007 roku, godzina ok. 9:30. Dzwoni telefon, odbieram, mój tata bez słów wstępu mówi: „ Maciek nie żyje." Jak idiota pytam: „Tato, co się stało? Jaki Maciek?" „Twój brat nie żyje." Pytam gdzie jest, mówi: „Na Maczka, przyjedź." Wybiegam z pracy i jadę na miejsce zdarzenia, straszny korek, nie potrafię zebrać myśli, gdzieś w oddali słyszę głos taty „Maciek nie żyje". Ale nie, ja tego nie pojmuję, nie dociera do mnie ta informacja.
Przyjeżdżam na miejsce, podchodzę. Obok, w odległości około 3 m., leży ciało mojego brata. Z głowy spod kasku wylewa się kałuża krwi... Nadal nie wierzę w to, co się stało. Jestem jakby w innym, nierealnym świecie...
Po upływie dość długiego czasu, zbyt długiego czasu, w końcu zabierają ciało mojego brata do kostnicy. Trudno spamiętać wszystko, co się działo w międzyczasie. Brzęczą mi w głowie tylko słowa tego „mordercy" - Chciałem go tylko nastraszyć. - Udało mu się i to bardzo skutecznie. Jednym ruchem kierownicy zabił mojego brata i jednocześnie całą moją rodzinę. Zabił syna, brata i przyjaciela, chłopaka, na którego pogrzebie było nie wiem ile, ale odważne szacunki mówią o ok. 500 osobach. Świadczy to o tym, jakim był człowiekiem, miał przyszłość, perspektywy i przyjaciół, którzy do dziś o nim pamiętają. Teraz pozostają nam tylko zdjęcia, wspomnienia i pamięć o tym, że był z nami przez 30 lat, a przez ten czas dał nam tak wiele.
Po pogrzebie przyszedł czas zeznań na policji, przygotowywania oskarżenia oraz czekania na proces. Nie powiem wam dokładnie, kiedy się zaczął, ale trwał całą wieczność. Każda rozpoczęta sprawa to kolejna szpila w serce, rozgrzebywanie ran i patrzenie jak „morderca" wyślizguje się sprawiedliwości przy użyciu pieniędzy i znajomości.
Według mnie, Sąd nie zadał sobie zbyt wielkiego trudu i nie zbadał jakim człowiekiem jest „morderca", nie zarządzał wywiadu środowiskowego, nie sprawdził kartoteki wypadkowej. Nie pokusił się o nic więcej, jak tylko słuchanie biegłych i świadków. Pozwalał na zakrzyczenie głównego świadka - młodego chłopaka, który w obliczu naszej tragedii zachował zimną krew i pokierował ruchem, żeby inni omijali miejsce zdarzenia. Drugi świadek niespodziewanie zapadł na kompletny brak pamięci, najpierw powiedział, że pogoda było bardzo dobra, a po 10 minutach, że nie pamięta, jakie były warunki atmosferyczne. Czego to dowodzi? Nie potrzeba chyba komentować, a ja na pewno się na to nie odważę...
Oskarżony oczywiście twierdził, że nie widział Maćka, a zatrzymał się, bo usłyszał huk. Ciekawa teoria, ale jakoś mnie nie przekonuje. Sąd jednak tak. Kolejnym świadkiem - wykluczając oczywiście nas, którzy tak naprawdę niewiele mogli wnieść do sprawy - był biegły. Totalna porażka, człowiek, który wypisywał takie bzdury, że sam siebie ośmieszał. Opinie oparł na usytuowaniu sakwy motocykla, która według niego znajdowała się na osi jezdni, tymczasem w rzeczywistości była przy jej prawej krawędzi.
Cała opinia została napisana tak, żeby skierować winę na mojego brata, że to on postanowił popełnić samobójstwo i wjechał na samochód. Na przykład: „Ślad tarcia przy przyśpieszaniu motocykla suzuki GS500", o ile pamiętam z akt, przy prędkości 70 km/h. Wystarczy odrobina wyobraźni i wiedzy, aby zauważyć, że motocykl o takiej pojemności nie ma możliwości zostawienia śladów przy przyśpieszaniu.
Bzdur, które wypisywał ten pseudo-biegły było naprawdę wiele. Znalazły się też wnioski, których osoba na tym stanowisku nie ma prawa stawiać. Np.: „winą za wypadek obarcza się kierującego motocyklem". Co więcej, panowie adwokaci nie ukrywali znajomości z biegłym...
Na szczęście udało się podważyć tą nieprzychylną, strasznie nieuczciwą oraz niezgodną z prawdą opinię. Kolejne czekanie, tym razem dużo dłuższe, na nowe orzeczenie. Czekanie, które jak nam się wtedy wydawało, opłaciło się. Kolejny biegły sporządził rzetelną opinię, która w moim odczuciu opisywała sytuację w sposób bezstronny.
Oczywiście została zakrzyczana przez obronę. Na tej sprawie obrońca zasugerował, że to Maciek wjechał pod samochód i że to on jest winny wypadkowi. Zadał biegłemu pytanie, co by było, gdyby Maciek ruszył jako drugi, czyli wjechał pod samochód, który już wcześniej rozpoczął manewr zmiany pasa z lewego na prawy. Dał do zrozumienia, że to Maciek stwierdził „Po co mam żyć, wjadę pod koła tego samochodu. Ja zginę, ale to on będzie siedział."
Kolejna rozprawa i kolejna i kolejna... Nie będę się rozpisywał o treści każdej z nich oraz o zaskakujących sytuacjach, które nas spotkały, bo zajęłoby to całe wieki. Ostatnia z nich, tak nam się zdawało, już niedługo miała skończyć ten koszmar. Po trzech, o ile dobrze pamiętam, tygodniach od zakończenia poprzedniej rozprawy, dokumenty jeszcze nie wróciły z Sądu. Przecież Sędzia, na ich zwrot po sprawie, ma 3 dni, nie 3 tygodnie! Nasz prawnik powiedział, aby to sprawdzić, coś jest nie tak.
Kolejne odroczenie sprawy, żeby się upewnić, czy w aktach jest wszystko porządku. Ostatnia rozprawa, akta wróciły, są dobre. Mowy końcowe - nasz prawnik sugeruje, zresztą słusznie, zmianę kwalifikacji czynu na zabójstwo z zamiarem ewentualnym lub, jeśli sąd się z tym nie zgadza, karę z górnej granicy, wyczerpującą art. 177 par. 2, czyli 8 lat więzienia i pozbawienie prawa jazdy na 5 lat. Ja, jako oskarżyciel posiłkowy, wnioskuję o 10 lat pozbawienia prawa jazdy i podtrzymuję 8 lat więzienia. Tłumaczę mój wniosek tym, iż oskarżony wykorzystał samochód jako narzędzie zbrodni. Prokurator twierdzi, że jest bezwzględnie winny i sugeruje karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz 2000 zł grzywny. Obrona oczywiście wnioskuje o uniewinnienie.
Przychodzi piątek 20. listopada, godzina 8:30. Czytanie wyroku, siadamy w nadziei na sprawiedliwość. Jednak gdzieś w głowie układam sobie sposób powiedzenia mamie, że człowiek, który zabił jej ukochane dziecko jest bezkarny, bo takie mam przeczucie. Po wielu godzinach na sali sądowej, można nauczyć się obserwować. Niestety przeczucie mnie nie myliło.
Jeden rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata oraz 180 zł grzywny.
Tłumaczenie sędziny: oskarżony jest winny zarzucanego czynu i w myśl art. 177 paragrafu 2, zostaje skazany na karę jednego roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz karę grzywny w wysokości 180 zł... Nie daję najniższego wymiaru kary, czyli sześciu miesięcy w zawieszeniu na 3 lata i kary pieniężnej, ponieważ oskarżony posiada stałe dochody, 11 tys. zł co miesiąc.
Bardzo żałuję, że nie stać mnie i mojej rodziny na dwóch najlepszych adwokatów od spraw wypadków drogowych. Żałuję, że bogaty i wykształcony dyrektor dużej firmy mógł kupić sobie wolność i praktycznie bezkarność, a nas nie stać na sprawiedliwość. Przyszło nam żyć w kraju prawa... prawa ludzi bogatych, posiadających układy. Ludzie mniej zamożni mogą liczyć na szczęście i pomoc tych, którzy widzą, co się dzieje i nie chcą obok jawnej niesprawiedliwości przechodzić z opuszczoną głową.
Napisaliśmy już prośbę o uzasadnienie wyroku i dopiero na jej podstawie możemy się od niego odwoływać. Zrobimy to na pewno, a w międzyczasie, drogę cywilną wystąpimy o odszkodowanie.
Ta sprawa nie dotyka tylko mnie i mojej rodziny, dotyka każdego z was, motocyklistów. Nie życzę nikomu takiego koszmaru, w którym „zostaliśmy tylko nastraszeni", nastraszeni na całe życie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|